Przemoc domowa – wielki problem czy margines?
Nagłośniona ostatnio w mediach sprawa przemocy w domu pewnego radnego z Bydgoszczy wywołała publiczną dyskusję na temat przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Głos zabierały m.in. osoby działające w organizacjach pozarządowych, zajmujących się na co dzień udzielaniem pomocy osobom doświadczającym agresji.
Poruszając kwestię przemocy wobec kobiet w Polsce, wielokrotnie spotykałam się ze zdziwieniem swoich rozmówców. Zdarzyło mi się m.in. usłyszeć, że przecież to zjawisko marginalne i dochodzi do niego wyłącznie w rodzinach patologicznych. Takiej ocenie zaprzeczają fakty. Do przemocy domowej dochodzi zarówno w rodzinach ubogich i niewykształconych, korzystających ze wsparcia pomocy społecznej, jak i w rodzinach osób wykonujących elitarne zawody i zajmujących prominentne stanowiska w biznesie i polityce. Potwierdzają to ujawniane w mediach zdarzenia.
Lepiej się maskują…
Problem w tym, że sprawcy, którzy są wykształceni i zajmują wyższe pozycje społeczne, są bardziej wyrafinowani i lepiej maskują swoje postępowanie. W takich sytuacjach o wiele trudniej jest osobie doznającej przemocy wyzwolić się z jej sideł.
Policja, niezależnie od innych instytucji, zakłada rocznie 100 tys. tzw. niebieskich kart. 90 proc. zgłoszeń przemocy domowej dotyczy kobiet, które szukają pomocy dla siebie i dzieci. Pozostałe 10 proc. ofiar to mężczyźni. 90 proc. skazanych sprawców stanowią mężczyźni. W sytuacjach, w których przemoc dotyczy mężczyzn, większość sprawców to także mężczyźni. Niestety, wiele takich zdarzeń nie jest nigdy zgłaszanych, a często do ich ujawnienia dochodzi, kiedy jest za późno – czasem z powodu śmierci ofiary.
Udzielając pomocy prawnej uzmysłowiłam sobie, że głównym problemem ofiar jest brak świadomości, że sytuacja, w której tkwią, to relacja ofiara-kat. A częste jest przekonanie, że dręczenie psychiczne przez męża czy partnera, niełożenie środków na utrzymanie rodziny, pozbawianie środków do życia, czy zmuszanie do współżycia wbrew woli – to wciąż jeszcze nie przemoc! Usłyszałam np. od klientki, że zdarzały się ze strony jej męża przypadki użycia siły fizycznej, ale mimo że czuła się udręczona, nie traktowała tego jako odstępstwa od normy, bo przecież w wielu domach tak się dzieje! Wielu uważa, że jest to prywatna sprawa rodziny i nie wolno się wtrącać. Brakuje jednoznacznego potępienia i zdecydowanej reakcji społecznej na tego rodzaju przemoc.
Czytając publikacje na temat konkretnych, drastycznych przypadków przemocy w rodzinie, których ofiarą pada kobieta (a często również dzieci), z ciekawości czytam też komentarze pod takimi artykułami. I choć nie brakuje słów współczucia i wsparcia dla ofiary, zawsze znajdą się komentarze obciążające kobietę odpowiedzialnością…
Mogła odejść, a tego nie zrobiła
Często obwiniana jest kobieta, bo musiała sprowokować do takich zachowań. Agresja musi mieć jakieś źródło i najprościej przyjąć, że jest nim ofiara i jej zachowanie. Takie komentarze napawają mnie smutkiem i grozą. Odzwierciedlają one świadomość społeczną na temat przemocy. Osoba, która sama nie doznała przemocy, choć współczuje i co do zasady potępia sprawcę, to jednak ma mgliste wyobrażenie o tym, w jakiej sytuacji jest ofiara. Przemoc w rodzinie to szczególny jej rodzaj, bo doznaje się jej od osoby najbliższej. Gdy wchodzą w rachubę więzi uczuciowe i rodzinne, pozytywne wspomnienia, wspólne dzieci, towarzystwo oraz powiązania ekonomiczne – sytuacja ofiary staje się znacznie trudniejsza.
W psychologii porównuje się sytuację osoby doznającej przemocy w rodzinie do tzw. syndromu gotującej się żaby. Kiedy wrzuci się żabę znienacka do naczynia z wrzątkiem, użyje ona wszelkich sił, żeby się ratować z opresji i wyskoczyć z naczynia. Kiedy jednak umieścimy żabę w letniej wodzie, którą będziemy podgrzewać codziennie o 1 stopień Celsjusza, pozwoli się ugotować żywcem. Tak bardzo będzie koncertować się na tym, żeby dostosować ciało do warunków wyższej temperatury, że kiedy sytuacja będzie już zagrażać jej życiu, nie znajdzie dość sił, aby się z niej wyzwolić. Podobnie, osoba doświadczająca przemocy przegapi krytyczny moment, w którym może uwolnić się z toksycznej relacji („wyskoczyć”). Przemoc poprzedza tzw. etap wytrącania stołeczka. Polega na lekceważeniu, niesłuchaniu i nieliczeniu się ze zdaniem partnerki, deprecjonowaniu jej wartości, pracy i wysiłku, jaki wkłada w związek. Traci ona poczucie pewności. Sprawca skutecznie osłabia jej poczucie własnej wartości. Zwykle szukając winy w sobie, przyszła ofiara podejmuje wysiłek, aby naprawić sytuację. Kiedy przychodzi zniechęcenie i zmęczona odpuszcza sobie starania, sprawca przechodzi do ataku i wtedy najczęściej dochodzi do pierwszego aktu agresji.
To jest szok!
Ofiara na początku jest w szoku i wtedy następuje etap tzw. miodowego miesiąca. Wtedy sprawca okazuje skruchę i podejmuje starania, aby naprawić sytuację i zatrzeć niemiłe wrażenie. Niejedna osoba dała w takiej sytuacji partnerowi szansę, tłumacząc sobie, że to – mimo wszystko – dobry człowiek. Że to był tylko incydent, wywołany stresem, w jakim jej partner żyje. I więcej taka sytuacja się nie powtórzy.
Kiedy sytuacja powtarza się, cykl przemocy powraca. Im słabsza osoba doznająca przemocy, tym krótsze okresy „miodowego miesiąca”; czasem zanikają zupełnie. Ofiara tak mocno koncentruje się na codziennym przetrwaniu swoim i dzieci, że nie starcza jej sił, aby wyzwolić się z przemocowego związku. Sprawca zazwyczaj skutecznie wmawia też swojej ofierze, że to ona jest wyłącznie winna, bo każdorazowo prowokuje go swoim zachowaniem lub zaniechaniem.
Kobietom z bardzo wielu powodów trudno wyzwolić się z takiej relacji. Bardzo często decydują o tym względy ekonomiczne. Nierzadko taka osoba nie ma dokąd pójść i za co żyć. Uzależnienie finansowe od sprawcy rodzi też obawę o byt dzieci. Nawet jeśli osoba doznająca przemocy ma swoje dochody, nie wystarczają one na utrzymanie rodziny. Sprawcy utwierdzają ofiary w przekonaniu, że jeśli odejdą, one nie dostaną pieniędzy na dzieci; o groźbach pozbawienia życia nie wspominając.
Czasami kobiety poświęcają się dla dzieci, pragnąc zapewnić im pełną rodzinę i nie chcąc pozbawiać środków do życia. Nierzadko ofiary obawiają się też negatywnej reakcji rodziny i znajomych na ich decyzję o odejściu. Wstyd, poczucie winy, strach przed napiętnowaniem przez otoczenie, szczególnie jeśli jest przychylne sprawcy i obawa, że nikt nie uwierzy w to, co dzieje się w czterech ścianach, powoduje, że ofiary często latami nie potrafią wyzwolić się ze związku. Sprawcy nierzadko izolują też ofiary od ich rodzin, powodując poczucie osamotnienia i braku wyjścia z sytuacji. Niezwykle ważne jest wyciągniecie pomocnej ręki do takiej osoby.
Karolina, żona radnego
Taką pomoc otrzymała Karolina, żona radnego z Bydgoszczy od swojego pracodawcy. Zdecydowała się ujawnić nagrania potwierdzające, że w jej domu miała miejsce przemoc domowa. Są one drastyczne. Potwierdzają, że przemoc w rodzinie to nie problem marginalny, że jest wszechobecna, niezależna od wykształcenia, poziomu życia czy barw politycznych i często ma miejsce w tzw. dobrych, chrześcijańskich rodzinach. Jestem przekonana, że medialny coming out Karoliny nie tylko dodał odwagi i dał nadzieje innym kobietom w podobnej sytuacji, ale rozpoczął dyskusję publiczną na temat przemocy domowej – zjawiska w Polsce równie powszechnego, co będącego tematem tabu.
W tym świetle niepokojące są sygnały o zamiarze wypowiedzenia przez polski rząd Konwencji Rady Europy w sprawie zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. A to pierwszy akt prawny w Polsce, który zdefiniował przemoc domową, określając jej rodzaje: przemoc fizyczną, psychiczną, seksualną i ekonomiczną. Konwencja nakłada na państwo obowiązki, które mają spowodować, że osoba doznająca przemocy nie będzie pozostawiona sama sobie, a będzie mogła liczyć na jego pomoc.
Takim rozwiązaniem są całodobowe bezpłatne telefony zaufania, prowadzenie szkoleń dla osób mających do czynienia z ofiarami lub sprawcami aktów przemocy, tworzenie programów terapeutycznych, poradnictwo prawne i psychologiczne, pomoc finansowa, zakwaterowanie, edukacja, szkolenia, czy pomoc w znalezieniu zatrudnienia.
Konwencja nakłada też obowiązek promowania zmian w społecznych i kulturowych wzorcach zachowań kobiet i mężczyzn w celu wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji i wszelkich innych praktyk opartych na pojęciu niższości kobiet lub na stereotypowych rolach kobiet i mężczyzn. Ten ostatni punkt (art. 12 ust. 1 Konwencji) z uwagi na obawy promowania tzw. ideologii gender wzbudza najwięcej kontrowersji. Jestem przekonana, że jego realizacja nie zagraża w żadnym stopniu tradycyjnym wartościom rodzinnym. Wręcz przeciwnie – tylko te wartości wzmocni, eliminując z nich przejawy patologii. Obecnie realnej pomocy kobietom doświadczającym przemocy udzielają organizacje pozarządowe, m.in. Centra Praw Kobiet. Od ub. roku organizacje te nie otrzymują wsparcia finansowego od państwa, opierając swoją działalność na środkach prywatnych i pracy woluntariuszy: psychologów i prawników.
Mam nadzieję, że otwarta dyskusja publiczna na temat przemocy w rodzinie spowoduje, że społeczeństwo zmieni nastawienie do tej kwestii, a ofiary, czując wsparcie ze strony otoczenia, przestaną się bać, obwiniać i wstydzić ujawniania swojej sytuacji. Adwokaci mają tu szczególną misję do spełnienia. Stykamy się bowiem co dzień zarówno z osobami doznającymi, jak i stosującymi przemoc. Powinniśmy wykazywać się szczególnym zrozumieniem sytuacji i szukać sposobów udzielenia ofierze prawnej i pozaprawnej pomocy.
____
Wszystkie ilustracje autorstwa pani Marty Frej, dziękujemy za udostępnienie do publikacji.